wtorek, 26 sierpnia 2014

"W gorączce uczuć" Rozdział 3.




"W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze."
Carlos Ruiz Zafón  


 

MARTA  


              Następnego dnia na stołówce, Ania była podejrzanie cicha. Oparła głowę na ręce i grzebała łyżką w mleku, co więcej ani razu nie spojrzawszy na sąsiedni stolik chłopaków. 
- Co jest? - zapytałam zaniepokojona i odruchowo spojrzałam na Piotrka, który wpatrywał się w moją przyjaciółkę smutnym wzrokiem. Ania spojrzała na mnie i odparła:
- Jesteśmy tu trzeci dzień, a już mam problem, z którym nie umiem sobie poradzić... Chłopaków mi się zachciało!- wciągnęła gwałtownie powietrze i kontynuowała: - Wczoraj Piotrek zabrał mnie na spacer po plaży. Wszystko było w porządku dopóki nie zaczął się zachowywać jak cholerny romantyk! Dał mi jasno do zrozumienia, że jest mną zainteresowany, ale ja mam wrażenie, że nadajemy na innych falach. Powiedziałam mu parę słów za dużo i się obraził. Tyle.
- Dlaczego nie chcesz mu dać szansy? Dobrze pamiętam jak przed przyjazdem tutaj błagałaś o wakacyjny flirt, a jak masz na niego okazję to się wycofujesz? - przybliżyłam się do przyjaciółki by nikt nas nie usłyszał - Piotrek jest naprawdę fajny, mówię szczerze. 
-  Może i jest, ale to nie mój typ. Brakuje mu szaleństwa, spontaniczności... Nie chciałam robić mu przykrości, ale tak wyszło. - Ania wstała od stołu zostawiając mnie całkiem samą. Sięgnęłam do kieszeni po telefon i po raz setny tego ranka sprawdziłam wiadomości. Ani jednej. 

***

      - Odzywał się? - ledwo usłyszałam cichy głos Ani, który został zagłuszony przez rozbijające się o brzeg fale.
- O kogo pytasz? - zapytałam jednocześnie wypatrując na plaży Igora. 
- No jak to o kogo?! O twojego chłopaka.  Na dźwięk słów, które wypowiedziała prychnęłam, bo chyba ona sama nie wierzyła już w to, że nadal z Piotrkiem tworzymy związek. 
- Nie, w ogóle nie dzwonił, nie pisał. Chyba nie ma się co łudzić, już o mnie zapomniał. -  założyłam na nos okulary aby Ania nie dostrzegła moich szklanych od łez oczu. Mimo wszystko wyczuła, że ten temat jest dla mnie nadal ciężki, więc próbowała z humorem z niego wybrnąć. 
- Choć! -  pociągnęła mnie za rękę - Zrobimy ci piękne zdjęcia, tak aby ten palant pluł sobie w twarz, za to co zrobił. Nie miałam siły protestować, więc posłusznie szłam brzegiem morza za przyjaciółką. Nagle Ania zwolniła i chwilę później znalazła się za mną. Zdziwiła mnie ta sytuacja, więc odwróciłam się i zapytałam:
- Coś się stało? - Na ustach Ani malował się tajemniczy uśmiech. Kompletnie nie wiedziałam o co chodzi, więc idąc tyłem próbowałam coś od niej wyciągnąć. Nagle zderzyłam się z kimś a gdy zadarłam głowę do góry zobaczyłam zaskoczoną twarz Igora. 
- Przepraszam...- wyjąkałam, a on pomógł mi złapać równowagę.
- Nie ma sprawy Marto. - odpowiedział i wyszczerzył zęby w uśmiechu. Niestety nie zamieniając ze mną już ani słowa, odszedł w stronę rozłożonych na plaży uczestników kolonii.
- Zapamiętał twoje imię! - pisnęła Anka i dźgnęła mnie w bok.
- Daj spokój! - zdenerwowana ruszyłam naprzód. - Nie mogłaś mi powiedzieć, że idzie? Znowu wyszłam przed nim na idiotkę! Resztę drogi szłyśmy w milczeniu, aż na horyzoncie pojawiły się skały wyłaniające się z morza. 
- To jest świetne miejsce na fotki! Stawaj tam! - Rozkazała Ania, wskazując skały palcem. Nieporadnie wspięłam się na jedną z nich i starałam się uśmiechnąć najszerzej jak potrafię. Tymczasem przyjaciółka starała się zrobić najefektywniejsze zdjęcie. 
- Mamy to! - W końcu krzyknęła i zamiast pomóc mi zejść, przeglądała efekty swojej pracy. Nie byłabym sobą gdyby nie przydarzyło mi się coś pechowego. Stopa ześlizgnęła się z mokrej nawierzchni i przewróciłam się na stos mniejszych kamieni pomiędzy skałami. Próbując wstać, poczułam przeszywający ból w kostce. Gdy tylko Ania usłyszała mój pisk i dowiedziała się co mi dolega, kazała mi zaczekać. Tymczasem ona pobiegła po pomoc. W głowie miałam tylko jedną myśl, a raczej prośbę, ale nie została ona wysłuchana. Już z daleka ujrzałam wysokiego, postawnego chłopaka o brązowych włosach. Kilkoma szybkimi krokami Igor znalazł się obok mnie i od razu zajął się moją bolącą kostką. 
- A mówiłem, żebyś na siebie uważała - powiedział z uśmiechem kręcąc moją stopą. - Znowu muszę cię ratować z opresji. Dobra wiadomość jest taka, że to tylko stłuczenie. Nic poważnego, ale mimo wszystko odpuść sobie dzisiaj jakiekolwiek spacery dobrze? Z resztą i tak ból by ci na to nie pozwolił. 
- Okej - tylko na to było mnie stać. Niezdarnie próbowałam wstać mając nadzieję, że uniknę dalszej pomocy od ratownika, ale chwilę potem znów osunęłam się z bólu na ziemię. 
- Daj rękę - rozkazał Igor, a ja nie protestowałam. Nim zdążyłam stanąć, znalazłam się na jego rękach. Popatrzyłam na niego zszokowana, a on najwyraźniej to dostrzegł bo od razu wytłumaczył:
- Lepiej żebyś już dzisiaj nie chodziła po tych kamieniach. Ale nie przyzwyczajaj się, po piasku idziesz sama. Zaśmiałam się nerwowo i spojrzałam na jego nagie, napięte pod moim ciężarem ramiona. Igor akurat wtedy spojrzał na mnie, a ja oblałam się rumieńcem. W końcu postawił mnie na piasku i podtrzymywał jedynie w pasie dopóki nie doszliśmy do rozłożonego przeze mnie wcześniej ręcznika. Ratownik ukucnął obok mnie jeszcze raz dotykając mojej stopy.
- Dziękuję - powiedziałam, a on spojrzał na mnie brązowymi oczami i mrugnął. 
- Nie ma za co. Do zobaczenia. 
Długo jeszcze patrzyłam jak odchodzi, aż w końcu położyłam się i starałam zapomnieć o tym co się przed chwilą wydarzyło. Niestety szybki rytm mojego serca na to nie pozwolił.

*** 

      Zaczynałam właśnie czytać ostatnią stronę książki, gdy gwałtowny wiatr rozwichrzył moje włosy, które teraz utrudniały mi czytanie. Odłożyłam lekturę i związałam włosy w wysoką kitkę. Nagle po drugiej stronie basenu ujrzałam znajomą sylwetkę. Igor wraz z jakąś dziewczyną stanęli pod słomianym daszkiem baru, pod którym ujrzałam go po raz pierwszy. Moją uwagę od razu przykuła jego piękna towarzyszka. Miała długie czarne włosy związane w koński ogon, których od razu jej pozazdrościłam i nienaganną figurę. U niej wszystko wydawało się być na swoim miejscu i nie mogłam doszukać się żadnej wady. Widziałam jak się śmiała ukazując równe zęby i rozpromienioną, szczęśliwą twarz. A co najważniejsze wyglądała dojrzalej niż ja, zapewne była w wieku Igora. Dziewczyna wyraźnie z nim flirtowała, dotykała kołnierza jego koszuli długimi, pomalowanymi na czerwono paznokciami. Igor też wyglądał na zainteresowanego, rozśmieszał ją czego wynikiem był jej melodyjny śmiech niosący się po całym basenie. Po około 10 - minutowej pogawędce, dziewczyna pożegnała się z ratownikiem całując go w policzek i odeszła. Igor rozejrzał się wokoło i natrafił na mój wzrok. Speszona próbowałam zająć się książką, ale czytałam w kółko to samo zdanie. Chwilę potem chłopak zajął leżak stojący obok mnie i zapytał:
- Jak noga?
- Dużo lepiej, ale posłuchałam twojej rady i odpoczywam. 
- To dobrze... a jak ci się tu podoba?  
- Pomijając dzisiejszą przygodę to jest fajnie. - odpowiedziałam mało wyczerpująco. Nie widziałam potrzeby tłumaczenia mu, że wcale nie chciałam tu przyjeżdżać i, że nadal dręczą mnie myśli, przez które nie potrafię się cieszyć wakacjami. Ten wieczór uznałam za dobry moment by w końcu dowiedzieć się czegoś więcej o nim.
- Już dwa razy mi pomogłeś, a ja nadal nic o tobie nie wiem... - Igor spojrzał na mnie wnikliwie.
- A co chciałabyś wiedzieć? 
- No chociażby to, ile masz lat. - ośmieliłam się spojrzeć mu prosto w oczy, ale zaraz tego pożałowałam bo jego rozbawiony wyraz twarzy po raz kolejny mnie onieśmielił. 
- Dwadzieścia, a ty? 
- Prawie osiemnaście.
- A wiesz, że "prawie" mówią tylko małolaty chcące być na siłę starszymi niż są w rzeczywistości? - Uniósł znacząco brwi i wyczekiwał z mojej strony ciętej riposty. Ja natomiast nigdy nie byłam w tym dobra, więc burknęłam tylko "być może" i wróciłam do czytania książki. On rozbawiony moim dziecinnym zachowaniem wpatrywał się we mnie przez chwilę po czym oznajmił:
- Też muszę wypróbować ten sposób czytania. Nagle dostrzegłam, że trzymam książkę do góry nogami. Ukryłam twarz w dłoniach i zaczęłam się śmiać. Wkrótce on dołączył do mnie a nasze śmiechy wypełniły wyludnioną już przestrzeń. W końcu on podniósł się z leżaka i powiedział:
- Muszę już iść... jestem z kimś umówiony i nie chcę się spóźnić. Pierwszą osobą, która przyszła mi do głowy była długonoga brunetka i nie wiedzieć czemu poczułam się trochę zazdrosna. 
- Jasne. Do zobaczenia! - pomachałam mu ręką, ale nagle przypomniało mi się nurtujące pytanie i postanowiłam je zadać. - Igor! Gdzie ty właściwie mieszkasz? 
- W zaprzyjaźnionym hotelu pięć minut drogi stąd. - krzyknął i wkrótce zniknął w bramie. Ja uśmiechnęłam się sama do siebie po czym wyciągnęłam pamiętnik by zapisać wydarzenia dzisiejszego dnia. 

No to teraz ----> komentarz :) 

Ogłoszenia parafialne dotyczące bloga i postów: Drodzy czytelnicy (mam nadzieje, że takowi są : P ) szykuję diametralną zmianę wyglądu mojego bloga. Nowy post pojawi się dopiero po zmianie, więc Ci którzy mają ochotę, mogą teraz nadrobić zaległości. Nie jestem w stanie podać dokładnej daty, ale zaglądajcie tutaj co jakiś czas. :) Mogę zdradzić, że do wizerunku bloga przyczyni się moja utalentowana artystycznie przyjaciółka, która specjalnie dla Was będzie ilustrować poszczególne rozdziały. (Z góry dziękuję Basiu!)  


Ps: Jak Wy spędziliście tegoroczne wakacje? Czy tak, jak Marta i Ania spotkałyście kogoś ciekawego? :)

wtorek, 22 lipca 2014

"W gorączce uczuć" Rozdział 2.



"Najpiękniejszych chwil w życiu nie zaplanujesz. One przyjdą same."
Phil Bosmans  


 

MARTA 

        Kiedy tylko pożegnałam się z Igorem,  zaczęłam biec. Jedyne o czym teraz marzyłam to znaleźć się w pokoju z Anką. Tak naprawdę dopiero teraz uświadomiłam sobie jak nieodpowiedzialnie postąpiłam idąc samotnie na plażę, pierwszego dnia kolonii. Kiedy weszłam do dużego holu , utrzymanego w błękitnej kolorystyce, zobaczyłam wiele osób. Po lewej stronie przy okrągłych metalowych stolikach siedziała grupa dziewczyn i chłopaków grających w Monopoly, a po prawej przy barze zauważyłam naszych wychowawców. Najwyraźniej nikt nie miał ochoty na odpoczynek po podróży. Wszystkim udzielił się radosny nastrój, a ja wiedziałam, że nikt nie martwił się moim późnym powrotem. W całym tym tłumie nie spostrzegłam jednak Ani, więc od razu skierowałam się do naszego pokoju. Pomimo obecności windy, wolałam pobiec schodami. Zawsze czułam pewien niepokój przed tą maszyną. Gdy otworzyłam drzwi moja przyjaciółka stała przy dużym oknie balkonowym z telefonem w ręce, ale gdy tylko mnie zobaczyła opuściła ręce i zrobiła gniewną minę.
- Gdzie ty byłaś? Właśnie miałam do ciebie dzwonić!
- No jak to gdzie... na plaży.- odpowiedziałam - troszkę się zagubiłam, ale jak widać jestem cała i zdrowa.
- Miałam wyrzuty sumienia, że pozwoliłam ci iść samej. Przepraszam. - Ania podeszła bliżej i położyła mi rękę na ramieniu.
- Nie ma sprawy. A jak tam twój podryw? - uniosłam znacząco brwi i uśmiechnęłam się do niej. 
- Po obiedzie ci kolesie gdzieś się zmyli i nie mogłam ich znaleźć, wiec poszłam na basen. - Ania rzuciła telefon na łóżko i skierowała się w stronę łazienki. Puk, puk - zapukałam do drzwi.
- A wiesz, że przed chwilą widziałam ich w holu...? Grają w coś, więc może się przyłączysz? 
Chwilę potem drzwi łazienki gwałtownie się otworzyły, a ja ujrzałam radosny uśmiech na twarzy przyjaciółki. Przeczesała włosy szczotką, umalowała usta i wybiegła z pokoju podekscytowana. Chwilę potem wróciła i zapytała:
- Nie idziesz ze mną?
- Nie... Jestem już zmęczona. Poczytam książkę, ale ty baw się dobrze. - odpowiedziałam, a ona trzasnęła drzwiami i pobiegła do chłopaków.

*** 

-  Niezły upał co nie? - zapytała mnie Ania rozkładając ręcznik na kamienistej plaży. Tego dnia była niezwykle zatłoczona ,a cała nasza kolonia była zmuszona do rozsiania się  po całej jej szerokości. 
- Już nie udawaj, że tak ci to przeszkadza, dobrze wiem, że uwielbiasz się smażyć. 
Ania roześmiała się, odpowiedziała " masz rację" i położyła się na plecach. Ja tymczasem zaczęłam starannie smarować się olejkiem do opalania. W międzyczasie rozglądałam się po plaży w poszukiwaniu naszych znajomych. Nagle tuż przed moim nosem przeszedł wysoki chłopak depcząc mnie po stopie. Nawet się nie odwrócił, nie mówiąc już o przeprosinach. Patrzyłam na jego oddalające się plecy z ciekawości gdzie się wybiera. Przystanął kilka metrów dalej, obok naszych opiekunek.  Gdy się odwrócił gwałtownie wciągnęłam powietrze i nie mogłam uwierzyć własnych oczom. Szybko złapałam Ankę za łokieć, a ona niechętnie się podniosła.
- Co jest? 
- Widzisz tego chłopaka? - wskazałam go dyskretnie placem. - Wiesz kto to jest? 
Przyjaciółka sięgnęła po okulary przeciwsłoneczne i chwilę się zastanawiała. 
- Aaaa... ten... Nie poznajesz go? - zapytała mnie zdziwiona. - Wczoraj kiedy byłyśmy na basenie, stał pod parasolem przy barze. To ratownik naszej kolonii.
- Skąd wiesz, że to on? Przecież wczoraj z tak dużej odległości wcale nie było widać jego twarzy! - wypaliłam i patrzyłam na przyjaciółkę wyczekując odpowiedzi. 
- No tak, ale później minęłam się z nim przy bramie... wychodził gdzieś. A czemu o niego pytasz? - przyjaciółka zsunęła okulary na nos i spojrzała na mnie podejrzliwym wzrokiem. 
- Wspominałam ci wczoraj, że się zgubiłam... no i właśnie ten chłopak pomógł mi odnaleźć drogę do ośrodka... ale niemożliwe, że to ten sam ratownik... Igor wcale nie szedł wczoraj w tę samą stronę. 
- Igor? hmm... nawet wiesz jak się nazywa. - Ania uśmiechnęła się po czym dodała: - No przecież jako ratownik nie musi wcale mieszkać w tym samym hotelu co my! A może mieszka, tylko szedł jeszcze na jakąś imprezę?  Zaczęłam zastanawiać się nad słowami przyjaciółki i przyznałam jej rację. Teraz wpatrując się w sylwetkę ratownika, wydała mi się ona znajoma. No i nosi czerwono - białe spodenki, takie same jak chłopak, którego widziałam wczoraj na basenie. 
- Ile może mieć lat? - Ania dźgnęła mnie palcem w bok i zaczęła się znacząco śmiać.
- No nie wiem... teraz wygląda dosyć poważnie, ale gdy wczoraj z nim rozmawiałam to miał całkiem młodą twarz. Nagle Igor skierował się w stronę brzegu, na którym stanął oczekując osób, które chciały wejść do morza. 
- Wszyscy chętni do pływania niech ustawią się przed ratownikiem! - donośny głos pani Beaty dobiegł do naszych uszu. Gdy spojrzałam na Anię, ta leżała już na ręczniku, lecz tym razem opalając plecy. Wiedziałam, że nie uda mi się namówić jej na kąpiel, więc jedyne co mi pozostało to obserwacja. Chwilę potem przed Igorem pojawiło się około dziesięciu osób. Przeliczył wszystkich, a potem przemierzał fragment plaży od prawej do lewej strony, bacznie obserwując kąpiących się. Zaśmiałam się gdy pewien żartowniś podstawił mu nogę, a ten ledwo co utrzymał równowagę. Widziałam, że zwrócił mu uwagę, ale jego twarz nie wyrażała gniewu. Musi być niewiele starszy od nas - pomyślałam. 

***

       Tuż po obiadokolacji, większość osób zamknęła się w swoich pokojach. Dopiero koło godziny 19:00, kiedy upał zelżał, kilka grup wybrało się na miasto, a pozostali postanowili zostać na hotelowym basenie. Ja i Ania usiadłyśmy na wysokich krzesłach przy barze w holu i popijałyśmy waniliowe shake'i. 
-... Artur bardzo mi się spodobał na początku, ale okazał się strasznym gburem, natomiast Piotrek jest naprawdę fajnym i zabawnym chłopakiem...- Ania z podnieceniem opowiadała o wczorajszym wieczorze spędzonym z chłopakami przy grze Monopoly.  Imię "Piotrek", przypomniało mi o osobie, którą zostawiłam w Polsce. Ponownie zaczęłam zastanawiać się, czy między nami już wszystko skończone. 
- Hej - przyjaciółka potrząsnęła moją rękę i popatrzyła wnikliwie. - Znowu o nim myślisz!
- No skojarzył mi się z jego imiennikiem, o którym teraz opowiadałaś. - odparłam zgodnie z prawdą, ale nie chciałam dalej ciągnąć tego tematu. - No i co zrobisz? Zapolujesz na Piotrka czy Artura?
- Sama nie wiem... Artur jest mega przystojny, może wczoraj wyjątkowo miał zły humor? - zapytała z nadzieją w głosie.
- A może przystojni tak mają, że często są dupkami? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie. 
W tym momencie na schodach pojawił się Piotrek, szczerze uśmiechając się do mojej przyjaciółki. 
- Idź do niego! - nakazałam i popchnęłam ją w stronę chłopaka. Ona rzuciła mi mordercze spojrzenie, ale za chwilę zniknęła z nim za zakrętem. Nadal sącząc napój, przyglądałam się ludziom przechodzącym przez hol. Nagle w drzwiach wejściowych zobaczyłam Igora ze stertą magazynów i przeróżnych papierów w dłoniach. Obróciłam się na krześle tak, aby widział tylko moje plecy, gdy zauważyłam, że zmierza w moją stronę. Jego kroki były szybkie, zdawało się, że kieruje się w stronę pokoi hotelowych, zapewne do opiekunek. Gdy minął mnie, gwałtownie się obróciłam i zauważyłam, że upadła mu jedna z gazet. Niepewnie sięgnęłam po nią. Był to przewodnik po atrakcjach Lloret de Mar i jego okolic. 
- Przepraszam!- krzyknęłam, ale chyba niewystarczająco głośno. - Przepraszam! - ponowiłam próbę, ale chłopak nadal się nie odwracał. Trudno, pomyślałam. Zaryzykuję. - Igor! - wezwałam go po imieniu, a on nagle odwrócił głowę i wbił we mnie zdziwione spojrzenie. 
- yyy... - zaczęłam się jąkać. - wypadło ci coś. - podałam mu książeczkę. Igor chwycił ją uśmiechając się.
- Dziękuję - odparł - Znasz moje imię... znamy się? - zapytał, a ja zrobiłam się cała czerwona. 
- Wczoraj pomogłeś mi wrócić do hotelu. - powiedziałam cicho wgapiając się w podłogę. Zastanawiałam się dlaczego jego zdziwienie tak mnie zirytowało. Pomógł mi i to wszystko, to normalne, że nie zwrócił na mnie większej uwagi i zapomniał jak wyglądam.
- A! To ty! - wreszcie mnie skojarzył. - Przepraszam, ale wczoraj miałaś rozpuszczone włosy i było ciemno, więc...
- Tak, rozumiem. - nie pozwoliłam mu dokończyć. Przeczesałam palcami kitkę, którą sobie zrobiłam po przyjściu z plaży.
- Nie wiedziałem, że jesteś z tej kolonii. Tak szybko wczoraj uciekłaś. 
- Musiałam się spieszyć, z resztą nie wiedziałam, że jesteś tu ratownikiem. - Korciło mnie aby zapytać gdzie nocuje, ale powstrzymałam się. - Muszę już iść - skłamałam.
- No tak... ja też. Właśnie wybierałem się do opiekunek z ofertami wycieczek i atrakcji turystycznych. - uśmiechnął się do mnie, a ja zaczęłam powoli się cofać. - To do zobaczenia i miłego wypoczynku! - Zaraz potem odwrócił się na pięcie i poszedł w kierunku windy. Ja natomiast nie wiedziałam jeszcze, dokąd idę, ale postanowiłam zastanowić się nad tym kiedy on zniknie z pola widzenia. Nagle usłyszałam za sobą rozbawiony głos:
- Tylko uważaj na siebie! Nie zawsze będę w pogotowiu! - gdy się odwróciłam, już go nie było, ale nadal słyszałam jego śmiech. 
"No pięknie" pomyślałam. Teraz będzie się jeszcze ze mnie nabijał. W sumie mu się nie dziwię. Dałam wczoraj popis odpowiedzialności godny małolaty. A ja nie jestem już żadną małolatą... mam prawie osiemnaście lat! Ale on tego nie wie i już wyrobił sobie o mnie opinię... 




Ps: Powróciłam po baaaardzo długiej przerwie, ale mam nadzieję, że nadal chcecie czytać moje opowiadania. Bardzo proszę o komentarze, które są kopniakiem do dalszej pracy. Pamiętajcie, że nawet jeśli nie macie założonego konta, możecie komentować za pomocą opcji "anonimowy". Więc jeśli poświęcisz tych kilka minut na czytanie opowiadania, poświęć jeszcze minutkę na komentarz! Ściskam Was i pozdrawiam. :*  

czwartek, 5 września 2013

"W gorączce uczuć" Rozdział 1.



"Żad­na wiel­ka miłość nie umiera do końca. Możemy strze­lać do niej z pis­to­letu lub za­mykać w naj­ciem­niej­szych za­kamar­kach naszych serc, ale ona jest spryt­niej­sza – wie, jak przeżyć".  
Jonathan Carroll


 
 MARTA 

        Większość z Was oddałaby wszystko żeby spędzić wakacje w jednym z najpiękniejszych i najciekawszych miejsc w Europie. Wizja słonecznych i pełnych radości dni to marzenie niemal wszystkich. Co jednak zrobić w sytuacji kiedy zawalił ci się związek a ty zamiast go ratować pakujesz walizki i jesteś zmuszona być wszystkim wdzięczna za to, że wyłożyli na ciebie kupę forsy? Niewątpliwie Hiszpania zrobiłaby na mnie ogromne wrażenie, ale teraz ważniejszy był Piotrek. Fakt, że okazał się palantem, który ucieka gdy coś się nie układa, ale prawdą jest również to, że wciąż go kocham. 
- Marta! Słyszysz?! Niedługo będziemy na miejscu... - koleżanka szturchnęła mnie w bok i uśmiechnęła się szeroko. W autokarze panował niesamowity gwar, ale nawet to nie przeszkadzało mi w rozmyślaniu o przeszłości. 
- Tak, dotarło do mnie. - odpowiedziałam żeby się odczepiła, ale ona nie dała za wygraną:
- Wiem, że nie chcesz tu być, ale obiecuję, że będą to wakacje twojego życia! Ze mną nigdy nie jest nudno, a zresztą jest tu wiele fajnych osób. Przekonasz się! 
         Trudno było mi w to uwierzyć, ale Anka miała niesamowitą charyzmę i energię, która sprawiała, że ludzie przy niej diametralnie zmieniali czarne okulary na różowe. Nawet ja na chwilę zapomniałam o całym świecie i delektowałam się widokami za oknem. Kiedy dotarliśmy na miejsce, poczułam zupełnie inny klimat; oprócz upału, charakterystyczna radość i śmiech wypełniały to miasto. Ludzie przepychali się obok mnie podekscytowani a ja po prostu skierowałam się w stronę hotelu aby dać upust zmęczeniu. Nasza miejscówka okazała się być zwykłym ośrodkiem kolonijnym bez żadnych luksusów, poza basenem, na który obecny był widok z balkonów. Od razu padłam na łóżko i napisałam szybkiego sms-a rodzicom:

"Dotarliśmy. Jest świetnie."

        Oczywiście zmuszona byłam skłamać ponieważ nie chciałam ponownie wyjść na niewdzięczną córkę, za którą mnie uznali gdy początkowo odmówiłam wyjazdu. Osobiście uważam to za skandal, iż rodzice pozbywają się swojego niemal pełnoletniego dziecka tylko dlatego, że sami zaplanowali sobie wyjazd we dwoje. Tym bardziej,że to dziecko próbowało każdego chwytu by tylko tu nie trafić. Nagle drzwi trzasnęły a Anka zaczęła energicznie gadać rozpakowując swoją torbę podróżną.
- Przejrzałam każdy zakątek tego hotelu i uważam, że będziemy mogły nieźle się bawić nawet nie idąc na plażę! A ile tu fajnych gości! Wysportowani...pewni siebie... Będzie w czym wybierać!
- Chyba już zapomniałaś czemu tu jestem... I ani myślę o podrywie! - ostrzegłam ją.
- Chyba nie będziesz cały wyjazd poświęcać rozmyślaniom o tym gnojku!? Zadowolił się inną a ty czujesz się winna?! Chyba nigdy tego nie zrozumiem...- sięgnęła po kostium i idąc do łazienki rzuciła: - Szefowa pozwoliła nam już skorzystać z basenu bo obiadokolacja dopiero o 18:00. Idziesz? 
Chwilę zastanowiłam się nad jej słowami a potem sama zaczęłam grzebać w walizce w poszukiwaniu bikini. 
Gdy byłyśmy już gotowe, skierowałyśmy się w stronę basenu gdzie nieźle bawili się już nasi znajomi. Chyba nikt nawet nie rozpakował torby, bo wszyscy zgromadzili się w tym miejscu w niecałą godzinę od przyjazdu. Szłyśmy wzdłuż rzędu leżaków szukając jakiegoś dla nas, ale najwyraźniej się spóźniłyśmy. Przyjaciółka jak gdyby nigdy nic, rzuciła ręcznik na brudny beton i wskoczyła rozgrzana upałem do wody. Ja tymczasem stałam i rozglądałam się po kątach szukając innej znajomej twarzy. Mój wzrok zatrzymał się na postawnej sylwetce mężczyzny, stojącej pod parasolem baru z napojami. Na jego piersi widniał gwizdek dzięki któremu zorientowałam się, że to ratownik. Był wysoki i opalony a jego brązowe włosy zostały zwichrzone hiszpańskim wiatrem. Kiedy tak stałam wpatrzona w niego, nagle on to zauważył a na mojej twarzy pojawił się rumieniec. Z tej odległości nie widziałam go zbyt dobrze, ale miałam wrażenie jakby się uśmiechnął. Faktem było jednak to, że nie robił tego z mojego powodu...To byłoby niedorzeczne!

*** 

       - Jakie masz plany na wieczór? - zapytała mnie pomiędzy kęsami spaghetti Ania. 
- Jeszcze nie wiem, ale możliwe, że wybiorę się do miasta a potem na plażę. A ty?
Przyjaciółka spojrzała ukradkiem na sąsiedni stolik, przy którym swój obiad jedli czterej przystojniacy. Nie musiała już nic mówić. Wiedziałam, że ten wieczór spędzę sama. Kilka minut później spakowałam portfel do torby, poinformowałam opiekunkę o moim wyjściu i poszłam na poszukiwania drogi prowadzącej nad morze. Nigdy nie miałam większych problemów z językiem angielskim, więc bez problemu spytałam o kierunek mojego spaceru. Z każdą chwilą niebo robiło się coraz bardziej szare, a wąskie uliczki ciemne i mało oświetlone. Jednak deptak wypełniony był z każdej strony sklepami i kawiarniami, od których biły żywe i  radosne kolory. Wśród wielu głosów dało się usłyszeć polskich turystów. W końcu dotarłam na kamienistą plażę Lloret de mar. Była wąska, ale bardzo urodziwa a fale szalały niesamowicie tego wieczoru. Kiedy zdjęłam japonki poczułam dyskomfort pod stopami, ale brnęłam dalej by móc poczuć temperaturę morza. Woda była ciepła i przyjemna, ale wkrótce zerwał się wiatr, który przywiał wszystkie wspomnienia. Usiadłam na brzegu i wyjęłam pamiętnik, który nosiłam ze sobą od niedawna, a właściwie od czasu kiedy między mną a Piotrkiem przestało się układać. 

10.08.2013r.
 
Czy kiedy to wszystko się skończy będę miała jeszcze do czego wracać?
Gdybym mogła zostać w Polsce to może pokonalibyśmy kryzys, a tak to z pewnością związał się z tamtą...  Jestem nad morzem a klimat tego wieczoru wprawił mnie w melancholię (...) 

         W końcu zamknęłam dziennik i spojrzałam z paniką na zegarek. Wskazywał godzinę 21:30, ale nie to było powodem nagłej paniki. Niebo zrobiło się już całkiem czarne a ja nie pamiętałam drogi powrotnej. Zerwałam się na równe nogi i szybkim krokiem szłam przed siebie, ale żaden budynek ani sklep nie zdawał się być znajomy. Jedna uliczka, druga uliczka... Każda wyglądała niemal tak samo! Po piętnastu minutach błąkania się, stanęłam i oparłam się o mur. Nie miałam zielonego pojęcia co dalej robić... Nawet telefon do Anki nic by nie zmienił bo nie miała pojęcia gdzie mnie szukać. Nagle z pobliskiej uliczki ujrzałam samotnego mężczyznę i moje serce w jednej sekundzie przestało bić. W głowie miałam same złe scenariusze, ale strach sprawił, że nie mogłam się poruszyć. Ciemna w nocy postać zbliżyła się i powiedziała:
- Where are you from? 
- From Poland...- odpowiedziałam nieśmiało. Chłopak roześmiał się i kontynuował rozmowę:
- Ja też. Co robisz sama o tak późnej porze? 
- Może głupio to zabrzmi, ale zgubiłam się już pierwszego dnia pobytu. Mógłbyś odprowadzić mnie pod nocny klub "Hollywood"? Dalej znam już drogę. -  zmuszona byłam zaufać nieznajomemu. Czy tego chciałam czy nie. 
- Jasne. Chodź! 
Niedługo potem staliśmy już pod kolorowym szyldem klubu. Droga okazała się nieskomplikowana, ale pod osłoną nocy każdy ma prawo  do pomyłki. 
- Dziękuję, gdybyś mi nie pomógł to spędziłabym tą noc pod mostem. - powiedziałam i wpatrywałam się w niego wnikliwie. Był młody, ale z drugiej strony dojrzały i przerastał mnie o głowę. W świetle latarni widziałam go doskonale i wydał mi się niesamowicie przystojny.
-  Nie ma sprawy. Jesteś pewna, że dalej trafisz już sama?- zapytał troskliwie.
- Na pewno. - uścisnęłam jego rękę na pożegnanie i odwróciłam się w stronę hotelu, który mieścił się niespełna pięć minut drogi stąd. Gdy znikałam za zakrętem usłyszałam jego krzyk:
- Nie wiem nawet jak się nazywasz! 
- Marta! - odkrzyknęłam.
- Ja jestem Igor. Myślisz, że jeszcze kiedyś się spotkamy? 
- Wszystko jest możliwe!- zniknęłam mu z pola widzenia i truchtem pobiegłam do hotelu. 






Ps: Wakacje się już skończyły, ale ja postanowiłam je przedłużyć swoim słonecznym opowiadaniem! Z racji tego, że rozpoczął się rok szkolny, rozdziały będą dodawane rzadziej, ale postaram się by były dłuższe. Mam nadzieję, że nowa opowieść się spodoba :) Jak zawsze motywem przewodnim jest młodzieńcza miłość, ale postaram się to jakoś wzbogacić. Zachęcam do czytania i komentowania!

środa, 28 sierpnia 2013

" Miłosne rozterki" Epilog



 

Miesiąc później 
   
      Ferie się skończyły, a szkoła już kilka dni po przerwie dała uczniom nieźle popalić. Kiedy leżąc od godziny na łóżku i czytając podręcznik od historii, poczułam przyjemną, cytrusową woń perfum, uniosłam głowę i ze zdziwieniem spojrzałam na krzątającą się po moim pokoju Jessikę. 
- Czy to nie przypadkiem moje perfumy? - Zapytałam marszcząc brwi. - I moje kolczyki...i...
- Tak, to wszystko twoje! Mam nadzieję, że się nie gniewasz, ale zaraz wychodzę i muszę wyglądać zjawiskowo! - powiedziała podekscytowana. 
- A zdradzisz chociaż gdzie się wybierasz? - uśmiechnęłam się znacząco i z nieukrywaną ciekawością czekałam na odpowiedź. Ona jedynie spuściła wzrok a w drzwiach pojawiła się dawno niewidziana twarz. Gwałtownie wciągnęłam powietrze i uniosłam się nieznacznie na łóżku, omal nie zrzucając podręcznika.
- Cześć...- przywitał się Tom.
Jego obecność sprawiła mi ogromną przyjemność, Nie pojawił się w tym domu od czasu nieprzyjemnej rozmowy i zaczynało mi go brakować. 
- Cieszę się, że cię widzę. - starałam się ukryć skrępowanie. 
Patrzył na mnie przenikająco a ja zastanawiałam się o czym myśli. Po chwili zobaczyłam jak zręcznym ruchem przyciąga Jessikę do siebie i daje tym samym do zrozumienia, że zmienił obiekt zainteresowania. W mojej głowie pulsowały pamiętne słowa: " Zaczekam na ciebie, zaczekam". Nerwowo odchrząknęłam i powiedziałam:
- Rozumiem, że gdzieś razem wychodzicie. Bawcie się dobrze. - zmusiłam się do uśmiechu.
Kiedy opuszczali pomieszczenie, siostra odwróciła się do mnie i bezgłośnie powiedziała: "Trzymaj kciuki". Ja tylko kiwnęłam głową i powróciłam do lektury. Na schodach rozległ się dźwięk energicznych kroków. Tym razem we framudze drzwi pojawił się Alex. Stał z otwartą buzią aż w końcu zdołał wydusić:
- Czy ja dobrze widziałem?!
- To zdecydowanie nie była fatamorgana... - odpowiedziałam i odwróciłam wzrok. Chwilę potem znalazł się na łóżku i położył głowę na moich plecach.
- Uczę się... - zwróciłam mu uwagę. On tymczasem zrozumiał to opacznie i skierował mnie w swoją stronę bym na niego spojrzała. Zdjął gumkę spinającą moje włosy i popchnął lekko bym się położyła. Teraz znalazł się nade mną, opierając się umięśnionymi rękoma. 
- Daj spokój Al...- nie zdążyłam dokończyć zdania bo uciszył mnie jednym czułym pocałunkiem. Położył się na mnie całym ciężarem i nie miałam już innego wyjścia; nauka musiała poczekać. Dłonią masowałam jego skronie pokryte zarostem a on rozpinał kolejno guziki mojej bluzki...


KONIEC 



Ps. Drugie opowiadanie na tym blogu dobiegło końca. Mam zadzieję, że zakończeniem was nie zawiodłam i będziecie dalej śledzić nowe opowieści. :)

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

"Miłosne rozterki" Rozdział 11.



 


          - Wiedź, że będę na ciebie czekał. - wyszeptał patrząc prosto w moje oczy. Na jego twarzy malował się ból i rozczarowanie. Ostatnią rzeczą jakiej pragnęłam to go zranić, a właśnie to zrobiłam. Dotknęłam dłonią jego ramienia i powiedziałam:
- Naprawdę Cię kocham, ale jest to miłość wyłącznie przyjacielska. Przepraszam, że dałam ci jakąkolwiek nadzieję... Zasługujesz na kogoś lepszego niż ja i wierzę, że już wkrótce odnajdziesz swoje szczęście beze mnie. 
Po chwili ciszy odwrócił się na pięcie i rzucił  niechętnie: "Zaczekam". Z odrętwienia wybił mnie dźwięk trzaskających drzwi. Łzy napłynęły mi do oczu, ale zaraz przypomniałam sobie czego tak naprawdę chcę. Wchodząc po schodach minęłam mamę pokazując ręką sygnał by nie wtrącała się w nieswoje sprawy. Miałam to szczęście, że moja rodzinka zawsze rozumiała trudy okres dojrzewania. Szczególnie po śmierci taty, John i mama dawali mi mnóstwo swobody, ale jednocześnie mieli na mnie oko. Ja rzadko się buntowałam dlatego tworzyliśmy zgrany "kwartet". Zanim ruszyłam do tego, któremu byłam w stanie oddać swoje niedoświadczone serce, zamknęłam się w pokoju i rozpakowałam walizkę, która przypominała mi o feriach u ciotki. Wyciągając poszczególne rzeczy, zauważyłam drżenie moich rąk. Stres brał górę i nawet teraz nie potrafiłam nad nim zapanować.
- Wszystko w porządku? - Zza drzwi wyłoniła się promienna twarz. 
- Tak, wejdź. - Uśmiechnęłam się do Jessiki, która chwilę potem usiadła na moim łóżku i machała nerwowo nogami. 
- Przepraszam za wszystko...- powiedziała, a ja spojrzałam na nią zszokowana. - Między nami nie układało się ostatnio najlepiej. Wiem, że przeżywałaś trudny okres, a ja byłam wścibska... 
W tym momencie poczułam się fatalnie. Moja młodsza o rok siostra wydawała się dojrzalsza ode mnie. Wstałam i przytuliłam ją po czym z trudem przyznałam się do błędu: 
- To nie twoja wina. To ja nie potrafiłam zapanować nad emocjami.- Jej usta wykrzywiły się w radosnym grymasie. Poklepała mnie po plecach i wychodząc z pokoju dodała mi otuchy:
- Nic się nie bój! Szykuj się i pędź do niego. 
Po tych słowach chwyciłam kosmetyczkę i zrobiłam się na bóstwo. Patrząc w lustro nie wierzyłam własnym oczom; dawno nie wyglądałam tak dobrze. Stojąc przed szafą pełną ubrań, zdecydowałam się na zwykłe rurki i obcisły top. Nie chciałam wyglądać wulgarnie, ale zwykły dres też odpadał. Westchnęłam ciężko i powiedziałam do siebie: " Teraz albo nigdy". 

      Czekając pod drzwiami po naciśnięciu dzwonka, ściskałam nerwowo palce i gryzłam wargi umalowane różową szminką. Kiedy w końcu pani Morgan wpuściła mnie do środka byłam na granicy omdlenia. Kierując się w stronę męskiego pokoju, powtarzałam w myślach przebieg mojej przemowy. Nie zdążyłam zapukać a blond czupryna pojawiła się witając mnie radośnie. 
- Emily? Nie mówiłaś, że przyjdziesz...Wchodź! 
Rozejrzałam się po pokoju wypatrując jakiejś zmiany, ale dostrzegłam jedynie brak plakatu Bastille na drzwiach. Postanowiłam tak zacząć rozmowę.
- Przestałeś ich słuchać? - Skierowałam palec w miejsce nieobecnego już plakatu. 
- Zamówiłem nowy, większy. - odpowiedział. - A co cię tu sprowadza? 
Wzięłam głęboki wdech i zebrałam się w sobie.
- Muszę ci coś wyjaśnić...- Alex pokiwał znacząco głową bym zaczęła. - Wspólne ferie uświadomiły mi pewną rzecz... Tyle lat się znamy, zawsze byliśmy najlepszymi kumplami dlatego zarówno twoje uczucie, jak i Toma zaskoczyło mnie. Początkowo myślałam, że miłość to jedynie fajnie spędzony wspólnie czas i dobra komunikacja, dlatego chciałam spróbować z Tomem. Jednak później uświadomiłam sobie, że to właśnie do ciebie mnie ciągnie. Gdy tylko się pojawiałeś czułam coś więcej niż przyjacielską więź... Czułam podniecenie i chęć bliskości. To jest to co was różni. 
Zbliżyłam się do Alexa i pogładziłam jego policzek.
- Kocham Cię... Tego nigdy nie byłam w stanie powiedzieć Tomowi. 
Jego oczy nie wyrażały żadnych emocji. Stał i słuchał w skupieniu myśląc zapewne nad odpowiedzią. 
Przysunęłam się bliżej niego, ale on ani drgnął jak miał to w zwyczaju. 
- Skąd mam mieć pewność, że nie odejdziesz tak jak od Toma? 
- Nawet będąc z nim, myślałam o tobie, choć za każdym razem się za to karciłam. On jest taki wrażliwy... delikatny. Nie chciałam go zranić, wolałam spróbować i dać mu chociaż odrobinę radości... Jednak on nie był tym na kogo czekałam. Kocham Cię! - objęłam jego twarz dłońmi i czekałam aż on powie to samo, ale on jedynie na mnie patrzył zastanawiając się czy mi zaufać. W końcu dotarło do mnie, że mnie nie chce, że daje mi po prostu nauczkę." Nie chciałaś mnie wtedy, nie będziesz mieć mnie teraz". Oczy zaszkliły się łzami, opuściłam ręce i powoli wycofywałam się. Odwróciłam się i podążałam w stronę drzwi. Nacisnęłam klamkę, a on zapytał:
- Dokąd idziesz? 
- Zrozumiałam aluzję... 
- Przecież nic nie powiedziałem! 
- No właśnie! 
W kilku krokach był już przy mnie. Poczułam zapach jego perfum i odpłynęłam. Oparł się ręką o drzwi tworząc między nami niewielką przestrzeń.
- Ty kazałaś tyle na siebie czekać a mi nie dajesz chwili zastanowienia? - Jego usta były tak blisko, że z trudem powstrzymywałam się od nagłego pocałunku. On się ze mną droczył. Sprawiało mu to przyjemność... W końcu i on nie wytrzymał napięcia między nami. Zdjął maskę aroganta i przycisnął swoje usta do moich. Miałam wrażenie jakby właśnie teraz rozładowywał całe swoje pożądanie, które tłumił w sobie do tej pory. Przycisnął mnie mocniej do drewnianych drzwi i całował kolejno usta, policzki, szyję... Jednocześnie jego ręka błądziła po mojej talii, a ja wolałam nie posuwać się dalej jak targanie jego włosów. Kiedy poczułam jego gorącą dłoń na nagich plecach, gwałtownie się wzdrygnęłam, a on niewątpliwie to zauważył.
- Spokojnie...- powiedział łapiąc oddech.- To nie czas i miejsce na to. Chciałbym żeby wszystko było idealnie. 
Odwzajemniłam jego uśmiech i pociągnęłam go za kołnierz niebieskiej koszuli. 
- Skoro to nie czas i miejsce to mnie nie kuś. - powiedziałam tuż przy jego uchu. Po chwili usłyszeliśmy niepewne pukanie. i odskoczyliśmy od siebie jak poparzeni. 
- Nie chcę przeszkadzać... - zaczęła nieśmiało mama Alexa.
- Już to zrobiłaś. - wtrącił i spojrzał na nią spod długich rzęs. 
- Czy zostaniesz u nas na kolacji Emily? 
- Jasne. - złapałam chłopaka za rękę i uśmiechnęłam się do pani Morgan.
- Emily będzie naszym jeszcze częstszym gościem niż do tej pory, mamo. 
Pani Morgan spojrzała na nasze splecione dłonie i uniosła znacząco brwi. Burknęła "rozumiem" i zostawiła nas samych. Alex przytulił mnie i szepnął w moje włosy:
- Nareszcie jesteś moja. Lepiej późno niż wcale... Kocham Cię! 
Po tych słowach poczułam się najszczęśliwszą osobą na świecie. Byłam pewna, że dokonałam trafnego wyboru.


* * *

        Prawdziwa miłość często jest tuż pod naszym nosem, ale trudno nam ją dostrzec. Czasem znajdujemy ją w kimś kto do tej pory pełnił zupełnie inną rolę w naszym życiu. Uczucia są pełne tajemnic, rzadko kiedy jesteśmy w stu procentach pewni czy to jest "to", ale musimy się otworzyć i spróbować bo nieoczekiwanie możemy przegapić wielką okazję. Nie bójmy się zaryzykować! Nie wróżmy co będzie dalej! Po prostu kochajmy i czekajmy na to co przyniesie los. I pamiętajmy, że w życiu liczy się tylko MIŁOŚĆ.






Ps. I tak zbliżyliśmy się do końca opowiadania. W tym tygodniu przewiduję dodanie epilogu i to by było na tyle. Mam nadzieję, że rozdział się podobał i pozostawicie po sobie opinię! 


Dedykacja dla Adama, który będzie niezadowolony z obrotu sytuacji. Sorry :*

sobota, 17 sierpnia 2013

"Miłosne rozterki" Rozdział 10.



 


      Siadając zaspana  następnego dnia na tapczanie koło godziny 10:00, czułam w całym ciele skutki nieprzespanej nocy. Była naznaczona łzami i niekończącymi się przemyśleniami. Kiedy nieco się ożywiłam, nie zważając na opuchnięte oczy i potargane włosy, zarzuciłam na siebie gruby szlafrok i zeszłam na dół. Kuchnia była pusta, a na stole powitał mnie jedynie talerz zimnej jajecznicy. Pozostali domownicy uznali zapewne, że nie warto marnować przedpołudnia i zamiast spać znaleźli sobie pożyteczne zajęcie. Pogrążona w czytaniu gazety i opróżnianiu talerza, nie zauważyłam kiedy do pomieszczenia wszedł Alex i oparł się o kuchenny blat. 
- Ładnie wyglądasz. - rzucił szyderczo i posłał mi szeroki uśmiech.
- Daruj sobie! - Dobrze wiedziałam jak wyglądam, więc ukryłam twarz w dłoniach. 
- Twój wujek zabiera nas dzisiaj na kulig... Jest tym faktem tak podekscytowany, że nie potrafiłem odmówić.- Podszedł do stolika i upił łyk mojej herbaty. 
- Dobrze zrobiłeś. A swoją drogą, nie możesz zaparzyć sobie swojej!? - wskazałam palcem na kubek z napojem. Alex usiadł naprzeciwko mnie i położył nogi na sąsiednim krześle.
- A może ty byś mnie wyręczyła? Robiona przez kogoś, smakuje lepiej. -  patrzył na mnie z trudem powstrzymując śmiech, a ja w tym czasie penetrowałam go wzrokiem. Tego dnia wyglądał niezwykle przystojnie. Kilkudniowy zarost dodał mu powagi a modne ubrania uwydatniały dobrze zbudowaną sylwetkę. 
- Chyba kpisz! -  odpowiedziałam po czym sięgnęłam po gazetę i powróciłam do lektury. Tym razem jednak nie mogłam się skupić i w kółko czytałam to samo zdanie. 
- Gdybyś ruszyła dupsko może zdążylibyśmy wyskoczyć na narty jeszcze przed południem. - Poklepał mnie po ramieniu i wyszedł cicho gwiżdżąc. Ja oparłam łokcie o stół i pocierając zmęczone oczy szepnęłam pod nosem: 
- Co ja w nim widzę? 
                 
     * * *

      Po kilku godzinach szaleństw na stoku, zbliżała się pora naszego kuligu. Sanie zaprzężone do dwóch postawnych koni czekały już tylko na mnie. Tymczasem ja, ogromną ilość czasu spędziłam na starannym okryciu każdej części mojego ciała i to kilkoma warstwami. W efekcie miałam problemy z poruszaniem, nie mówiąc już o kręceniu głową, ale chociaż miałam pewność, że nie zmarznę. Kiedy nieudolnie wsiadałam na sanie, Alex zwijał się ze śmiechu i ciągle powtarzał: 
 - Może chcesz jeszcze moją kurtkę? 
- Bardzo śmieszne! - Powiedziałam z przekąsem.- Zobaczymy co zrobisz kiedy odmrożą Ci się te wypielęgnowane paluszki!
Przejażdżkę śmiało zaliczyłam do udanych i zapomniałam o wydarzeniach z  wczorajszego wieczoru. Kiedy zaprzęg zajechał już na powrotną drużkę, puściłam poręcz i chwyciłam skostniałe, gołe dłonie Alexa. Nie mogłam już dłużej patrzeć jak ściska je i pociera by je ogrzać. Kiedy go dotknęłam po moim ciele przebiegł przyjemny dreszcz ekscytacji.
- Znaj moje dobre serce.- powiedziałam i zaszczyciłam go uśmiechem triumfu. Tymczasem on wyczekał odpowiedni moment i zakrył moją całą twarz lodowatymi rękami a ja poczułam,  mroźne ukłucia. W końcu wyswobodziłam się od jego skostniałych dłoni i krzyknęłam:
- Zachowujesz się jak małe dziecko!
      
      Znajdując się już w domku, marzyliśmy jedynie o gorącej kąpieli pełnej pary. Alex "dżentelmeńsko" wepchnął się do łazienki przede mną, więc dobre 15 minut zgrzytałam zębami na salonowej sofie, okryta po uszy dwoma cienkimi kocami. W końcu wyłonił się z zaparowanego pomieszczenia i stanął przede mną opasany jedynie ręcznikiem wokół bioder. Patrzyłam na niego zszokowana i podekscytowana, a po dłuższej chwili powiedziałam:
- Przeziębisz się... - odchrząknęłam, a po chwili zapytałam -  Czy mogę już....czy już wolne? 
On popatrzył na mnie przenikliwym wzrokiem i odpowiedział:
- Jasne. - Teraz zaczął się uśmiechać - Nie chciałem Cię onieśmielić Emily.
- Mnie? Daj spokój! - Podniosłam się z kanapy, ale gdy kierowałam się ku łazience, przyjaciel zastąpił mi drogę półnagim ciałem. 
- Jeszcze raz przepraszam za wczoraj. Ten wybuch był zupełnie niepotrzebny... - widziałam, że czuje się nieswojo, więc cofnęłam się o krok. 
-Nie ma sprawy... Powiedziałeś prawdę i uświadomiłeś mi, że muszę zastanowić się nad swoimi uczuciami.- powiedziałam spuszczając wzrok.
- I co podpowiada Ci serce? - pogładził delikatnie mój policzek a całe moje ciało w jednym momencie się napięło.
- Między moimi uczuciami do ciebie i Toma jest tylko jedna różnica. Właśnie sobie to uświadomiłam.
- Jaka? - przechylił głowę oczekując odpowiedzi. 
- Niedługo się dowiesz... Obiecuję. - Ominęłam go i pozostawiłam w pustym, przytulnym salonie.




Ps: Od razu zapraszam do komentowania! Komentarz = uśmiech na mojej twarzy i motywacja do dalszego pisania! 

Mam nadzieję, że  rozdział się spodobał i godnie przywitałam Was po wakacyjnej przerwie :)